W tych wyjątkowych czasach, w których zalewani jesteśmy masą informacji i często sami już nie wiemy, które podejście jest słuszne, a które to czysta magia, książka “Wzorce kliniczne w terapii manualnej” wychodzi nam naprzeciw, dając solidny punkt zaczepienia.
Przetłumaczona na 4 języki (a 2 kolejne w przygotowaniu), doczekała się też i polskiego wydania.
Jest to zbiór obrazów klinicznych pacjentów, z którymi spotykamy się najczęściej w naszej codziennej praktyce, przedstawiony w sposób jasny i przejrzysty przez zespół światowej klasy ekspertów. Konkretnie. Z naciskiem na fakty kliniczne i zachowaniem trzeźwości umysłu… bo być może wiele zagadnień teoretycznych, zgodnych z dzisiejszym stanem wiedzy, jutro zostanie podważonych. A pacjent – tak, jak i dziś, tak samo i jutro – przyjdzie do nas prawdziwy.
I to właśnie ta ponadczasowość sprawia, że jest to książka unikalna.
Prezentuje ona terapię manualną w ujęciu nowoczesnym – techniki bierne, neurodynamikę, ćwiczenia, zrozumienie zagadnienia bólu, rozpatruje pacjenta jako człowieka, a nie jako “przypadek”.
Lektura książki poza tym, że wciąga, to jeszcze zachęca do dociekliwości, refleksji.
Kto może sięgnąć po “Wzorce kliniczne w terapii manualnej”?
Absolutnie każdy fizjoterapeuta, pracujący z pacjentem dorosłym. Dla tych początkujących – będzie ona nieocenionym źródłem skondensowanej wiedzy praktycznej; dla bardziej zaawansowanych stażem – to wspaniałe podsumowanie typowych wzorców, z zagłębieniem się w najważniejsze aspekty teoretyczne, a także wiele pomysłów na poprowadzenie skutecznej terapii.
Książka ta zdecydowanie zasługuje na to, by zostać jedną z klasycznych pozycji w biblioteczce każdego fizjoterapeuty.
W początkowym zamyśle została ona stworzona jako skrypt do zaawansowanych poziomów kursów w programie szkolenia IMTA, w oparciu o Koncepcję Maitlanda, pokrywając w dużej mierze omawiane na tych modułach zagadnienia. I faktycznie – dla pełnego zrozumienia i zastosowania w praktyce wiedzy z części rozdziałów, dobrze znać podstawy terapii manualnej. Szybko jednak odbiorcy zorientowali się, że i bez takich podstaw, zdecydowana większość książki z powodzeniem mogą wykorzystać terapeuci z różnych działów fizjoterapii.
Ogromnym atutem książki jest także jej szata graficzna – liczne ryciny, wykresy oraz wyraźne, duże zdjęcia, przedstawiające omawiane techniki i ćwiczenia. Wydawca polskiej wersji językowej tej książki (Wydawnictwo OrtoKursy) włożył w jej przygotowanie sporo wysiłku i serca. Czy się opłacało? Zdecydowanie tak! Jest to najpiękniejsze wydanie spośród wszystkich wersji dotychczas funkcjonujących w innych krajach. Porządna oprawa, dobry papier, czytelna czcionka – to tylko niektóre z zalet, składających się na nieprzeciętną estetykę tej książki i sprawiających, że naprawdę dobrze się ją czyta.
Dlaczego ją polecam? Bo ja ją przetłumaczyłam. Dlaczego ją przetłumaczyłam? Bo od samego początku byłam nią oczarowana! Przez długie lata poszukiwań, nie znalazłam żadnej innej pozycji, która byłaby tak przystępna, a w dodatku nie ulegała przeterminowaniu, ze względu na otwartość umysłu autorów.
Moim zdaniem jest to pozycja, której potrzebowaliśmy od dawna… i teraz ją mamy!
Odkąd bóle głowy są coraz częściej występującym problemem, wpływającym na codzienną aktywność, pracę i czas wolny, obserwuje się zwiększone zapotrzebowanie na wysokiej jakości narzędzia diagnostyczne i terapeutyczne. Czy dzienniki bólów głowy są jednym z nich?
Według WHO oraz IHS, 50% osób dorosłych doświadcza bólu głowy w przeciągu roku. Wiele czynników może wpływać na ból, jednak rozpoznawanie ich i umiejętność redukowania ich oddziaływania może być dla pacjenta problematyczna. Dzienniki bólu głowy to codziennie sporządzane przez pacjenta notatki, ujmujące czynniki takie jak dieta, aktywność, odpowiedź na zastosowaną terapię (Marcus, Ready 2017). Mogą ułatwić formułowanie konkluzji, który z czynników prowadzi do wywołania bólu i umożliwia zmniejszenie jego wpływu. Mają również na celu poprawę komunikacji pomiędzy pacjentem a terapeutą, pozwalając lepiej przekazać informację dotyczącą efektów stosowanego leczenia farmakologicznego lub innych for terapii (Bevilaqua-Grossi 2016). Z tego powodu mogą być wykorzystywane przez fizjoterapeutów jako narzędzie do badania ponownego po terapii. Brzmi jak idealny pomysł dla pacjenta – umożliwia odkrycie przyczyn bólu głowy, daje poczucie lepsze kontroli nad problemem i jest dobrym narzędziem komunikacyjnym z terapeutą. Ktokolwiek jako pierwszy zdecydował się wykorzystać je jako element pracy z pacjentem nie może pozostać nienagrodzonym. Lecz czy faktycznie dzienniki są tak dobre jak wydaje się na pierwszy rzut oka? Lub, stawiając pytanie inaczej: czy są dobre dla wszystkich naszych pacjentów? Pośród światowo uznawanych koncepcji terapii nerwowo-mięśniowo-szkieletowych, takich jak CRAFTA® lub Terapia Manualna Maitland®, pacjent zawsze stanowi centrum zainteresowania terapeuty (Maitland 2001, von Piekartz 2015). Przyjrzyjmy się więc przykładowi pacjenta.
Pacjent Pani A zgłosiła się do gabinetu fizjoterapii z powodu długotrwałych bólów głowy. Obszar zgłaszanego bólu został udokumentowany przez terapeutę na karcie ciała.
Opierając się na tej dokumentacji możemy zauważyć, że Pani A cierpi na ból zlokalizowany w obszarze prawej skroni. Pozostałe obszary twarzoczaszki są wolne od bólu. Zastosowanie fizjoterapii wydaje się być dobrym pomysłem, jako że wcześniej stosowane metody nie przyniosły spodziewanego efektu – pozbycia się bólu. Wydaje się że ból wciąż powraca i powoduje znaczne ograniczenie aktywności dnia codziennego. Pacjentka nie zgłasza konkretnych aktywności i pozycji, które wpływałyby znacząco na zmianę jej dolegliwości. Lecz ponieważ jest to ból GŁOWY, bardzo ją martwi – jako że głowa jest istotną częścią ciała, ale również dlatego, że zasięgnęła kilku rad w internecie a uzyskane odpowiedzi wydają się być mocno niepokojące, sugerując że jej dolegliwość jest bardzo poważna. Pani A odwiedziła dotychczas kilku różnych specjalistów, którzy ocenili że nie ma fizycznej przyczyny jej bólu, oraz że nie cierpi ona na żadną chorobę mogącą dawać takie dolegliwości. A jednak – Pani A odczuwa ból! Opisując ból, pacjentka używa zwrotów takich jak OKROPNY, PRZYTŁACZAJĄCY i PRZERAŻAJĄCY, jako że zazwyczaj pojawia się w różnych, niespodziewanych sytuacjach, a wtedy nic nie zdaje się pomagać. Czuje się opuszczona na polu bitwy.
Za i przeciw Stwórzmy szybki zbiór wad i zalet dzienników bólu głowy.
ZALETY:
rozpoznawanie czynnika wywołującego
pomoc przy wyborze obszaru do terapii
narzędzie pomiarowe efektów terapii
WADY:
zwiększa myślenie o bólu
oczekiwanie na ból
pacjent może nie zapisać wszystkich istotnych czynników
Czas na podjęcie decyzji. Po badaniu, terapii i badaniu ponownym, czy dla tej konkretnej pacjentki wykorzystanie dzienników bólu głowy jest dobrym pomysłem? Wydaje się, że Pani A ma już pewne wypracowane przekonania i doświadczenia z poprzednich terapii – w jej przypadku ból prawdopodobnie stracił już swoją funkcję ostrzegawczą. Może mieć to związek z mechanizmem przetwarzania (który nie mógł być lepiej opisany w blogu stworzonym przez Gemma Manero, https://crafta.net/index.php?route=news/article&news_id=50). Zwracanie jeszcze większej uwagi na ból w przypadku tej pacjentki może nie być najlepszym wyborem, ale mimo tego nie zapominajmy o pozytywach! Będziemy ich jeszcze potrzebować.
Ostateczna decyzja: na początek spróbujmy innych możliwości. Jako wyspecjalizowani w obszarze głowy i szyi terapeuci, warto zbadać wszystkie potencjalnie odpowiedzialne za ból obszary: nerwowy, czaszkowy, mięśniowy i inne. Jeśli zaobserwowane objawy wydadzą się być istotne klinicznie dla problemu pacjenta, warto będzie wykorzystać proces wnioskowania klinicznego i dobrać najbardziej optymalną dla pacjenta terapię. Gdy nie znajdziemy żadnych objawów obiektywnych – na podorędziu zawsze pozostają nam techniki hands-off. Możemy wykorzystać trening stopniowania (pacing) w celu odzyskania kontroli nad problemem. Ponadto, prawdopodobnie warto edukować naszego pacjenta w temacie bólu. Pamiętajmy, że błędne przekonania naszego pacjenta mogą być tak samo szkodliwe jak uszkodzenia fizyczne! (Li 2008) Jednakże, nie znaczy to że możemy wyrzucić dzienniki bólu głowy do kosza. Zdecydowanie są one użyteczne u wielu pacjentów, co potwierdza wiele badań naukowych. Ale! Zanim zdecydujemy się ich użyć, upewnijmy się że nie zaszkodzą naszemu pacjentowi.
Sugestie w codziennej praktyce
Jeśli zdecydujemy się użyć dzienników bólu głowy, dobrym rozwiązaniem jest wykorzystywanie wystandaryzowanych kwestionariuszy, w celu uzyskania szczegółowych odpowiedzi. Upewnijmy się, że pacjent będzie je wypełniał precyzyjnie i sumiennie. Musimy zwrócić uwagę, aby pacjent nie starał się analizować zapisków samodzielnie. Mogłoby to nasilić problem związany z mechanizmem przetwarzania. Upewnijmy go w zamian, że zostaną mu udzielone dokładne odpowiedzi na wszelkie pytania. I ostatni już punkt – prawdopodobnie nie mogą one być używane jako jedyna forma terapii. Oto kilka przykładowych form dzienników, które możemy stosować z naszymi pacjentami: I • iHeadache (dostępne na http://www.iheadacheapp.com/) • Migraine Buddy (dostępne na http://www.migrainebuddy.com/) • Headache diary by Froggyware (dostępne na https://play.google.com/store/apps/) • Migraine meter by Migraine.com (dostępne na http://migraine.com/ migraine-meter/)
(Więcej na: The Dos and Donts of Headache Diaries by D.A. Marcus,D.M.Ready).
Bandarian-Balooch, S., Martin, P., McNally, B., Brunelli, A. and Mackenzie, S. (2017). Electronic-Diary for Recording Headaches, Triggers, and Medication Use: Development and Evaluation. Headache: The Journal of Head and Face Pain, 57(10), pp.1551-1569.
Baos, V., Ester, F., Castellanos, A., Nocea, G., Caloto, M. and Gerth, W. (2005). Use of a structured migraine diary improves patient and physician communication about migraine disability and treatment outcomes. International Journal of Clinical Practice, 59(3), pp.281-286.
Bevilaqua-Grossi, D., Gonçalves, M., Carvalho, G., Florencio, L., Dach, F., Speciali, J., Bigal, M. and Chaves, T. (2016). Additional Effects of a Physical Therapy Protocol on Headache Frequency, Pressure Pain Threshold, and Improvement Perception in Patients With Migraine and Associated Neck Pain: A Randomized Controlled Trial. Archives of Physical Medicine and Rehabilitation, 97(6), pp.866-874.
Li, S. (2008). Factors affecting therapeutic compliance: A review from the patient’s perspective. Therapeutics and Clinical Risk Management, Volume 4, pp.269-286.
Maitland, G. (2014). Vertebral Manipulation. Kent: Elsevier Science.
McKenzie, J. and Cutrer, F. (2009). How Well Do Headache Patients Remember? A Comparison of Self-Report Measures of Headache Frequency and Severity in Patients with Migraine. Headache: The Journal of Head and Face Pain, 49(5), pp.669-672.
Piekartz, H., Andreotti, D., Arendt-Nielsen, L. and Bekkering, G. (2015). Kiefer, Gesichts- und Zervikalregion. Stuttgart: Georg Thieme Verlag.
Uthaikhup, S., Assapun, J., Watcharasaksilp, K. and Jull, G. (2017). Effectiveness of physiotherapy for seniors with recurrent headaches associated with neck pain and dysfunction: a randomized controlled trial. The Spine Journal, 17(1), pp.46-55.
World Health Organization. (2018). Headache disorders. [online] Available at: http://www.who.int/mediacentre/factsheets/fs277/en/ [Accessed 12 Jan. 2018].
kontakt do autora: Magdalena Bogucka bogucka.m.e@gmail.com Uniwersytet Medyczny w Łodzi, Klinika Chirurgii Szczękowo-Twarzowej plac Hallera 1, 90-001 Łódź
Ten post został opublikowany kilka dni temu na blogu oficjalnej strony IMTA w języku angielskim. Pojawiły się jednak sygnały, aby udostępnić go także polskim czytelnikom, więc wychodzimy naprzeciw tym prośbom ?
Jako świeży asystent IMTA, wciąż znacznie bliższa kursantom niż instruktorom, mam okazję obserwować proces nauczania i uczenia „od drugiej strony”. A to bywa dla mnie często intrygujące, fascynujące, a często bardzo zaskakujące! Niektórzy nauczyciele mówią mi: „Szybko do tego przywykniesz.” … ale zanim tak się stanie, chciałabym podzielić się z Wami moimi obserwacjami i przemyśleniami. Tym razem o oczekiwaniach niektórych uczestników kursów i o tym, czym dla nich jest „technika”. W ostatnim czasie słyszałam głosy mówiące: „Chcemy więcej technik!” lub „Za dużo powtórek.” …co daje mi trochę do myślenia… Więc może będzie to najzwyczajniej uczciwe, jeśli tu o tym napiszę. Może też dzięki temu wszyscy unikniemy pewnych zaskoczeń, a nawet frustracji w przyszłości ?
…który kurs wybrać?…
Nie trzeba nawet wspominać, że czytanie literatury i uczestnictwo w kursach dla nas, fizjoterapeutów, nie jest przywilejem. To nasz obowiązek, aby trzymać rękę na pulsie! W obecnych czasach na rynku są tysiące różnorodnych kursów, spośród których możemy wybierać. Niełatwe zadanie znaleźć ten najlepszy dla Ciebie! Załóżmy jednak, że w przyszłości widzisz siebie w obszarze terapii manualnej. Extra! Dobry wybór ? Teraz musisz tylko zastanowić się, jak tam dotrzesz…
—Bądź jak David Copperfield!
Przekopujesz się więc przez oszałamiającą masę nazw kursów: niektóre są bardziej znane, inne bardziej „wyszukane”, „naukowe”, a nawet egzotyczne! (Słyszeliście o T.R.E.?;) Większość z nich powie Wam, że ich technikami zmieniacie pozycję, długość lub swobodę ruchu określonej struktury. Będą one odnosić i ograniczać ogromne efekty terapii manualnej tylko do tych czynników, ignorując ich efekt na centralny i obwodowy układ nerwowy, pomijając także całą resztę innych, niespecyficznych zjawisk, które wywołuje terapia manualna. Co gorsze – większość kursów powie Tobie, że ich metoda jest bez porównania lepsza od wszystkich innych, i zapewni, że będziesz cholernie wyjątkowy, jeśli wybierzesz właśnie ich. Obiecają dać Tobie „magiczne narzędzia”, potem pokażą coś, czego nie masz szansy zrozumieć, ale szybko przytakniesz, że załapałeś, aby nie wypaść głupio przed innymi (którzy swoją drogą też nic nie załapali!) i przed samym sobą. To nieco żenujące, kiedy musisz przyznać, że właśnie wyrzuciłeś parę stów, czy nawet tysięcy, i najzwyczajniej dałeś się oszukać… Nieprawdaż?
Jak chcesz zobaczyć magiczne sztuczki, to lepiej idź na występ Davida Copperfield’a.
I zapamiętaj – terapia manualna jest bezdyskusyjnie efektywna, ale „techniki” są przeceniane! Czy nie jestem aby nazbyt kontrowersyjna mówiąc to w chwili, kiedy dopiero co przyłączyłam się do IMTA?! Ani trochę! ?
—Co to jest terapia manualna?
Sama nie cierpię definicji, ale tej nie powinniśmy pominąć dla pełnego zrozumienia w dalszej części.
„Ortopedyczna Terapia Manualna jest wyspecjalizowanym działem fizjoterapii, zajmującym się zagadnieniami nerwowo-mięśniowo-szkieletowymi, opierającym się na wnioskowaniu klinicznym, używającym bardzo specyficznego podejścia terapeutycznego, jak techniki manualne i ćwiczenia terapeutyczne; (…) obejmuje także i kieruje się dostępnymi dowodami naukowymi i klinicznymi oraz bio-psycho-społecznym modelem każdego indywidualnego pacjenta.” (IFOMPT 2004)
—Czemu robię to, co robię?
Bez cienia wątpliwości – ludzki dotyk jest potężnym narzędziem. Łagodzi ból – zarówno fizyczny, jak i emocjonalny. I pomimo, że jest to tylko jedno z wielu narzędzi w naszym warsztacie, jest to narzędzie, po które często sięgamy. Ale kiedy i jak go używać?
Zanim rozpoczęłam swoją przygodę z terapią manualną, miałam już na swoim koncie kilka lat doświadczenia zawodowego i naprawdę wiele różnych kursów. Niezliczone godziny spędzone na nauce (czytaj: brak urlopów) i wszystkie zarobione pieniądze – wydane na szkolenia (czytaj: brak samochodu). Znałam takie i siakie techniki, ale wciąż jakoś nie byłam usatysfakcjonowana, bo nie wiedziałam za bardzo kiedy ich użyć, ani jak w ogóle powinny działać!!! Możecie sobie łatwo wyobrazić, jak się czułam. Lama w czystym wydaniu. Czy serio jestem aż TAKA głupia?! Bez cienia nadziei, zdecydowałam dać sobie jeszcze jedną szansę. Dużo pytałam, dużo czytałam, aż znalazłam bardzo mądre zdanie:
„Pomysł uczenia samych technik i stosowania ich niemal ‚na oślep’ jest całkowicie nieodpowiedni.” (Maitland, 1970)
W tamtych czasach w Polsce na miejsce na kursie Maitland trzeba było czekać prawie rok. Jednak miałam przeczucie, że jest to moja ostatnia deska ratunku. Obiecałam sobie, że jeśli to nie zadziała, już nigdy nie zrobię żadnego kursu i pójdę do pracy do salonu piękności jako masażystka.
Zmusiłam się sama, aby zaufać instruktorom po raz ostatni i pozwolić im poprowadzić się przez kolejne fazy. Oczywiście – zaczęli przede wszystkim od technik. No wspaniale! Choć właściwie potrzeba takiej zachęty dla uczestników – aby uwierzyli we własne ręce. Później jednak powiedzieli nam, że „technika jest owocem pomysłowości” (ponownie – słowa samego Maitlanda:), a niemal każda z nich może być dostosowana do indywidualnej sytuacji! Pobudzali nas do kreatywności!
Przypomnijcie sobie teraz, jak na studiach uczyli Was masażu – podstawowe ruchy: rozcieranie, ugniatanie, oklepywanie, wibracje; zawsze w określonej kolejności; zawsze w tych samych kierunkach itd. Ale kiedy zacząłeś wypróbowywać to na pacjentach, nabierałeś doświadczenie, zacząłeś eksperymentować bardziej i bardziej, aż w końcu zdałeś sobie sprawę, że tak naprawdę nie ma aż takiego znaczenia, w jaki sposób głaskałeś, wałkowałeś czy piłowałeś. Najzwyczajniej dopasowałeś wyuczony schemat do własnych potrzeb. Czy oznacza to, że to tego czasu nie robiłeś już prawidłowego masażu?!
Wyjściowy schemat jest zawsze niezbędny, aby mieć punkt zaczepienia, na którym można budować i doskonalić, a także przechodzić z niego do poziomów bardziej „zaawansowanych”; w terapii manualnej niech będą to np. manipulacje kręgosłupa.
—„Strzeliłam z szyi Cyrus’a!”
O tak, manipulacje… Dla większości ludzi terapia manualna, to „strzelanie z kości”. Możecie sobie wyobrazić, jaka byłam szczęśliwa, kiedy po raz pierwszy w życiu udało mi się zmanipulować mojego partnera na kursie. Skakałam w koło i darłam się jak opętana: „Strzeliłam z szyi Cyrus’a!” Niestety, była to może jedna z dwóch, trzech manipulacji, którą zrobiłam prawidłowo przez cały kurs! Cóż, nie jest to proste. Dopiero miałam zrozumieć, że potrzeba do tego lat i cholernie dużo praktyki. Żaden kurs nie poda Wam tego na tacy. Jednakże, najważniejszą rzeczą, jaką nauczyłam się wówczas o manipulacjach, nie była wcale ich technika, ale prawdziwy mechanizm ich działania (przedtem myślałam, że jest to czysta biomechanika! …a oni spuścili bombę atomową na moje wierzenia), a także świadomość istnienia i identyfikacja pacjentów z grupy ryzyka, czyli zasadniczo – kiedy o manipulacjach w ogóle zapomnieć.
Pewnie, dla wielu z nas, terapeutów, manipulacje są sexy! Grrrrrr… Jednak dla naszych pacjentów (a przecież to o nich tu chodzi!) nie musi być to wcale sexy, ale ma być pomocne. A manipulacje pomogą tylko małej ich grupie. Dla pozostałych trzeba będzie wybrać inną ‚zabójczą broń’ z naszego arsenału;)
—Nie tylko techniki!
Więc tak, zaczęliśmy od technik, ale zaraz obok pokazania nam, co możemy zrobić naszymi rękoma, uczyli nas jak używać głowy! Innymi słowami, instruktorzy stopniowo wypuszczali nas z płytkich bezpiecznych wód prostych technik, na głęboki i bezkresny ocean wnioskowania klinicznego, czy zrozumienia samego zjawiska bólu. I tutaj właściwie zaczyna się cała zabawa!!!
Im dalej idziesz z programem IMTA, tym mniej staje się on techniczny, ale tym bardziej ekscytujący! Zaczynasz zauważać, że mając podstawowe narzędzia i całą wiedzę dookoła nich, potrafisz stworzyć własne techniki. I nagle masz ich miliony! (Potrzeba Ci więcej?;) Jednak w tym samym czasie uświadamiasz sobie, że istnieje cała grupa pacjentów, którzy wcale Twoich rąk nie potrzebują; pacjentów, którym nie pomoże ‚najlepsza technika’!!! Ale czy jest to problem? Ani trochę! Ponieważ teraz wiesz już, jak z powodzeniem ogarnąć niemal każdą sytuację. Nie pracujesz już tylko swoimi rękami, a przede wszystkim głową!
—„Zbyt dużo powtórek.” Hmmm…doprawdy?
Oczywiście, niemal w każdej grupie są wybitne jednostki, ale zazwyczaj ci, którzy narzekają najbardziej na „marnowanie czasu” na powtórki umiejętności praktycznych, wypadają bardzo przeciętnie na egzaminach. Pewnie, że możemy pokazać każdą rzecz raz i szybko przejść do następnej i następnej. Zastanawiam się tylko, jak wyglądałoby to pod koniec kursu… 80% stracone? A może i więcej? By mieć pewność, że kursanci mają chociażby mgliste pojęcie na temat techniki, musimy powtarzać i sprawdzać. Po co?
Tylko bezpieczna i pewna podstawowa technika pozwala na późniejszą wirtuozerię! Przed przystąpieniem do manipulacji byłoby uczciwym (chociażby względem partnerów na kursie;), nauczyć się przyzwoicie PPPIVMs-ów (z własnego przykładu wiem, że to wciąż dramat, nawet po poziomie 2a!) Często podczas części praktycznych, kursanci są tak bardzo skupieni na wykonaniu techniki, że nie zdają sobie sprawy, iż mają niemal śmiertelny chwyt. Dobrze więc popracować nad miękkimi rękoma i luźnym chwytem. Trening czyni mistrza, ale trzeba najpierw trenować ?
—Wciąż głodny?
Są też uczestnicy kursów, którzy pytają nas: „Co mogę zrobić w dodatku do Maitlanda?” Cóż, nie ma tu prostej odpowiedzi. Zależy to przede wszystkim od indywidualnych preferencji i rodzaju pacjentów, z którymi pracują. Jesteśmy dumni, dając Wam najzwyczajnej najlepsze, co można dać – bardzo aktualny i wszechstronny program. Ale oczywiście, nie możemy pokazać wszystkiego! Dlatego wspominamy o badaniach naukowych, oferujemy materiały źródłowe tym, którzy chcą jeszcze głębszego zrozumienia. Zachęcamy kursantów aby czytali więcej, znacznie więcej; o bólu, neurofizjologii, ludzkich zachowaniach…
Ale dla tych uczestników, co są w gorącej wodzie kąpani i chcą wszystko na raz, też mam dobrą wiadomość: Właściwie, to mamy dla Was magiczne narzędzie – Wnioskowanie Kliniczne!
O to chodzi. Najpierw uporządkuj swoje rozumowanie, a dopiero potem, jeśli wciąż potrzebujesz więcej, rób dodatkowe kursy (my też je robimy!). Nawet jeśli są czysto techniczne, nawet jeśli to Flossing czy Igły (nasi koledzy wrzucili bardzo ciekawe posty na ten temat jakiś czas temu na oficjalnym blogu IMTA), nawet jeśli jest to jakakolwiek inna kosmiczna metoda – wszystkie mają potencjał, aby zadziałać! Ale tylko, gdy będziesz je stosował, pozostając uczciwym i szczerym względem swoich pacjentów i siebie samego.
—Obietnice….
Nie jesteśmy politykami, więc nie musimy nic obiecywać, np. że po naszych kursach będziesz wbiegał na boisko, by ratować kostkę Christiano Ronaldo. Nie powiemy też, że damy Ci lecznicze super-moce, które oferuje Tobie wielu samozwańczych „guru” fizjoterapii, którzy sprzedają swoje fantazyjne metody i dzikie obietnice dla własnego profitu, a nie dobra waszych pacjentów. Nie ogłosimy też, że z nami nauczysz się nowego języka w tydzień. Choć właściwie to, czego uczymy, jest tak naprawdę nowym językiem Twojej interakcji z pacjentem! Być w stanie nawiązać więź, zaufanie, rozluźnić, zapewnić i uspokoić pacjenta, nie jest umiejętnością, która spada z nieba. A właśnie to, w połączeniu z pewnym, przyjemnym handlingiem odróżnia dobrego terapeutę manualnego od tego wyjątkowego! Wcale nie żadne umiejętności Jedi.
Tak jak w życiu zazwyczaj bywa, nie jesteśmy w stanie zadowolić wszystkich, ale robimy wszystko, by tych zadowolonych było jak najwięcej. I to działa!!! Jak mogliście wywnioskować z tego, co napisałam, obecnie nie głaskam pleców szykownych pań w salonie piękności, ale mam własne gabinety z zadowolonymi pacjentami oraz mam zaszczyt być asystentem IMTA ?
A tym z Was, którzy wciąż szukają magicznej różdżki – życzę powodzenia!